wtorek, 10 marca 2015

Dzień z książką. "Prowincja pełna snów" Katarzyna Enerlich

Dzień z książką.
"Prowincja pełna snów" Katarzyna Enerlich
Zasady zabawy:
Zapraszam do udostępniania postów z fragmentami, komentowania, lajkowania, zachęcania znajomych do polubienia mojej Pisaninki, zaglądania na mój blog i komentowania opinii na temat książek Kasi, uczestniczenia w Dniu z Książką po prostu. Najaktywniejsza, bądź najciekawiej wypowiadająca się osoba wygra pod koniec dnia egzemplarz "Prowincji pełnej snów".
Fragment pierwszy:
"Miała około trzydziestu lat. Pachniała czymś słodkim, jakby budyniem malinowym połączonym z mydłem. Tak pachniały rzeczy kupowane kiedyś od Rosjan na mrągowskim ryneczku. Zawsze zastanawiałam się, skąd bierze się ten zapach, i dopiero teraz pomyślałam, że może ich mydła tak pachną. Miała na sobie powyciągany czarny sweter ze złotą nitką i tandetne chińskie dżinsy. Nieco przechodzone już beżowe klapki wykrzywiały lekko jej stopy na boki. Gęste włosy spięła w wysoki kucyk, tak że ich pasma swobodnie spływały na ramiona. Była taka naturalna, choć najwyraźniej bardzo zmęczona. Bez śladu makijażu, z twarzą lekko wychudłą, pociemniałą. Wilczyca nie na darmo szalała, przeczuwając kolejne tąpnięcie w moim życiu; pies ma jakiś dodatkowy instynkt.
Nagle wszystko przestało być ważne. Pierwsze warsztaty w Babie Jodze, które miały się rozpocząć lada dzień. Obecność w moim życiu Ireneusza, do którego zaczynałam czuć coś więcej niż tylko sympatię. Moje nowe życie, które budowałam z takim trudem przez ostatnie miesiące. Marzenia, plany, nadzieje. Nagle okazały się nieistotne. To właśnie nietrwałość i zmiana są jedyną stałą. Najważniejszym prawem Wszechświata. Stojąc tego dnia na ganku przed moim ukochanym domem, poczułam się szczególnie boleśnie.
Gdy niespodziewanie dotyka nas ręka złego losu, myślimy: tylko nie teraz. Dopiero po jakimś czasie wszystko zaczyna się wyjaśniać, splatać ze sobą, i życie znowu nabiera sensu. Gdy Wiera przekraczała próg mojego domu, wszystko było jeszcze niewyjaśnione, otwarte-jak drzwi, przez które ją właśnie wpuściłam."





Fragment drugi.
"Był podobny do niej, przynajmniej na zdjęciu.
Na szczęście. Nie zniosłabym widoku jasnych oczu i morelowej skóry w dziecięcym wydaniu. Ale miał chyba jego uśmiech, choć przecież mogło mi się wydawać. Czasem na pierwszy rzut oka widzimy coś, co potem zupełnie ginie, i zastanawiamy się, jak to możliwe, że coś takiego w ogóle zauważyliśmy. Tak bywa w przypadku pierwszej fascynacji kimś nowo poznanym. Kiedy dowiadujemy się o nim więcej i przychodzi rozczarowanie, zapominamy o pierwszym wrażeniu. Zastępuje je drugie i trzecie; stają się już ważniejsze, rozstrzygające.
Miał dopiero siedem miesięcy. I na imię Żenia. Czu Evgen. Po polsku Eugeniusz. Był zdrowy i silny.
-To takie mądre dziecko-zapewniała.
Urodził się w lutym. Dokładnie piątego lutego. Co wtedy robiłam? Pewnie był mroźny dzień, jeden z tych, które nadają porankom metaliczny smak."



2 komentarze:

  1. Dopiero poznaje twórczość autorki, ale fragment zachęca, aby uczynić to jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja żonie "podkradałem" książki Pani Kasi Enerlich. Świetne książki, naprawdę warto przeczytać. Przyjemnie się czyta, opowieści są wciągające. Latem ma się pojawić nowa książka, w ciut innej formie - z opowiadaniami i przepisami.

    OdpowiedzUsuń